Grzesiu Poleca
„Nie wszystkie opowieści mają szczęśliwe zakończenie”
Jak oswoić doświadczenie śmierci? – to jedno z głównych pytań, które stawia przed czytelnikiem książka Patricka Nessa. Pytanie niezbyt popularne, zwłaszcza w dobie współczesnego konsumpcjonizmu. Już Philippe Aries w swojej monumentalnej rozprawie Antropologia śmierci pisał o swoistym przemilczeniu śmierci jako zjawisku wywołującym strach, obrzydzenie, niepokój. Tymczasem Siedem minut po północy przekonuje nas, że warto rozmawiać o śmierci nie tylko w kręgu dorosłych. Śmierć jest immanentnym elementem ludzkiego życia, a więc wkrada się również w niewinny świat dziecka, budząc niejako jego arkadyjski charakter.
Z tego rodzaju sytuacją mamy do czynienia w powieści Patricka Nessa. Jej główny bohater mierzy się z nieuleczalną chorobą własnej matki. Najbliższe środowisko Conora nie potrafi w odpowiedni sposób zareagować na dramatyczną sytuację. Sam chłopiec czuje się odtrącony, samotny, napiętnowany. Wszystko przypomina mu o PRAWDZIE, która jest zbyt przerażającą, by mogła okazać się realna. Dopiero tajemnicze i pełne grozy spotkania z monstrualnym drzewem pozwalają Conorowi dojrzeć emocjonalnie. Jest to droga trudna, niekiedy wręcz okropna, lecz droga konieczna. „Mogłeś utrzymać ją dłużej – powiedział potwór – ale pozwoliłeś jej spaść. Zwolniłeś uścisk i pozwoliłeś, by koszmar ją porwał” – porażające słowa bezwzględnego cisa są zarazem lekarstwem na strapione serce. Dzięki fantastycznym wizjom Conor już wie, że dla jego mamy nie ma żadnej nadziei. Wie również, jak powinien zachować się wobec jej śmierci. W ostatniej, wzruszającej scenie pożegnania najpełniej wydobywa się głębia matczyno-synowskiego uczucia. „- Nie chcę cię stracić – powtórzył. I nie musiał dodawać nic więcej”. Nie musiał, albowiem w tym wypadku milczenie jest przejmującym krzykiem bezradności.
Oczywiście książka Patricka Nessa nie rozwieje wszystkich naszych wątpliwości, nie odkryje przed nami swoistej tajemnicy śmierci, nie zredukuje uczucia bólu i straty, które zawsze wiążą się z odejściem ukochanej osoby. Ale chyba nie tego oczekujemy od tego typu literatury. Siedem minut po północy jest ważną wskazówką, zachętą do zatrzymania się nad tym, co ulotne i nieodwołalne, bowiem nawet okres wczesnej młodości, czy dzieciństwa nie powinien być pozbawiony refleksji nad sprawami „dni ostatecznych”.
Warto dodać, iż Patrick Ness wypełnia swoją powieścią pośmiertny „testament” Siobhan Dowd – brytyjskiej pisarki, zmagającej się przez trzy lata z chorobą nowotworową. Ona sama nie dokończyła swojego dzieła, choć z całą pewnością wywarła ogromny wpływ na jego literacką formę. Również z tego względu lektura Siedmiu minut po północy to czytelnicze wyzwanie. Trudno wyzbyć się wrażenia, że w historii Conora odbijają się osobiste doświadczenia Siobhan Dowd. Patrick Ness tylko w sobie znany sposób wniknął w ten bardzo intymny, podsycony lękiem i obawami świat. Stworzył opowieść, która może być porównywana z Oskarem i panią Różą Erica-Emannuela Schmitta. Inny styl, nieco inna perspektywa, lecz podobne emocje i wciąż powracające pytanie – jak mówić o śmierci i jak dzielić się nią z najbliższymi osobami?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz