niedziela, 6 grudnia 2020

"Zapiski polonistki" - wywiad z Radosławą Górską

Pierwszy gość w Edukacyjnej Lidze Mistrzów. Prowadzenie bloga, wypalenie zawodowe, edukacja zdalna - na te i inne tematy porozmawiamy dziś z panią Radosławą Górską. 






Grześ: Chciałem powiedzieć, że każda rozmowa naszego cyklu zaczyna się od krótkiej prezentacji gościa, ale... jest Pani pierwszym gościem Edukacyjnej Ligi Mistrzów, więc powiem, że to Pani zapoczątkuje tą dobrą tradycję. Proszę zatem o kilka słów o sobie.

Pani Radosława Górska: Nazywam się Radosława Górska, dla bliskich Kasia albo Dunia. Nauczycielką chciałam być od przedszkola, a polskiego chciałam uczyć od pierwszej klasy szkoły podstawowej, kiedy to zamęczałam wszystkich wokół zabawą w szkołę i z upodobaniem stawiałam "lufy". (W nauczycielskim życiu każda taka "lufa" była powodem udręki.) Tak, chciałam od dziecka do czasu kiedy mi się dzieciństwo nagle skończyło. W młodości miałam inne pomysły. Najpierw marzyłam o medycynie, potem o politechnice, a podjęłam studia socjologiczne. Niewiele brakowało, a zostałabym nauczycielem akademickim, ale życie zmusiło mnie do przerwania studiów i wyjechania z rodzinnego Śląska. Trafiłam na maleńką kurpiowską wioskę, gdzie zostałam polonistką. Uzupełniłam wykształcenie i zaczęłam swoją edukacyjną przygodę.

Chyba trzeba zwięźlej.

Jestem emerytowaną polonistką. Kochałam swoją pracę, a kontakt z uczniami sprawiał mi dużo satysfakcji. Teraz też nie potrafię przestać zajmować się edukacją. Prowadzę blog edukacyjny "Zapiski polonistki"

Grześ: Spokojnie, odpowiedzi mogą być rozbudowane 😉

No właśnie, większość nauczycieli na emeryturze myśli raczej o długo wyczekiwanym i zasłużonym odpoczynku, a Pani zdaje się podążać w odwrotnym kierunku, skąd ta anomalia? 😃

M.G. Anomalia... Właśnie tak.  Właściwie zawsze mówiłam, że na emeryturę będą mnie musieli wyganiać miotłą... A zdarzyło się całkiem inaczej. Pochorowałam się. Sytuacja w pracy była trudna, na trzy pracujące polonistki nie starczało godzin, a przekwalifikować się w pseudoszkółce na chemika nie chciałam.  Bzdury, jakie wprowadzała minister Zalewska i jakie kontynuują jej  następcy, sprawiły, że państwowa szkoła przestała być miejscem mi przyjaznym. Nie chciałam też narażać innych na konsekwencje mojej zbuntowanej postawy. Uznałam, że odejście na świadczenie będzie rozwiązaniem najmniej bolesnym.  Ostatecznie wszelkie wątpliwości rozwiał mój syn, który zaproponował, abyśmy razem zamieszkali pod Bydgoszczą (a pracowałam w mazowieckim). Klamka zapadła. Pierwszy rok był super. W drugim uświadomiłam sobie, że bez uczenia jest mi źle, ale do szkoły wrócić na razie nie mogę bez zrezygnowania ze świadczenia. W takim razie trzeba zając się tym, co zawsze sprawiało radość: przygotowaniem  pomysłów opracowania materiału i .... uczeniem się nowych rzeczy.

Grześ: Pobrzmiewa w tych słowach niespotykany etos pracy i podejścia do zawodu nauczyciela..., no właśnie, czy tylko zawodu?


M.G. Nie. Do pracy. Zawsze mocno angażuję się w to, co robię. Na decyzję prowadzenia bloga wpływ miało i to, że nie umiem żyć tylko dla siebie. To rodowe dziedzictwo wsparte osobistymi doświadczeniami. Zawsze w pobliżu był drugi człowiek, którym trzeba się było zaopiekować. Teraz okazało się, że otoczenie jest w zasadzie samowystarczalne, więc trzeba znaleźć kogoś, komu można pomóc. Młodzi nauczyciele...

Grześ: Właśnie, tacy, jak ja 🙂 Wiem, że wielu młodych nauczycieli odnajduje na Pani blogu liczne inspiracje. Jakie to jest uczucie? Być przewodnikiem dla młodszych adeptów trudnej sztuki nauczania.


M.G. Szczerze? Nie wiem. Nie do końca wiem, kto i jak korzysta z bloga, bo tyko czasem mam informację zwrotną. Jeśli ludzie piszą z konkretnymi problemami, wspólnie szukamy rozwiązania. A wtedy czuję, że jestem potrzebna. Nie dałam się wyzłomować. I to daje poczucie satysfakcji.

Grześ: Jest to chyba znak dzisiejszych czasów, ludzie lubią korzystać z udostępnionych materiałów, ale nie zawsze mają czas, by je skomentować, pochwalić. Taka interakcja z czytelnikiem jest chyba czymś pożądanym w rozwoju bloga?

M.G. Interakcja z czytelnikami jest trudna do przecenienia. Przecież to dla Was piszę. Mnie te materiały nie są potrzebne. Chcę, aby były funkcjonalne, dlatego zależy mi nie na pochwałach a na uwagach, co się sprawdziło, a co wymaga dopracowania. Jestem otwarta na wszelkie sugestie. Przyznam też, że bez komentarzy blog przestaje mieć sens. Jedyną korzyścią dla mnie jest poczucie użyteczności. Jeśli ludzie tylko biorą, robi się smutno. To demotywuje. Dziś chyba najbardziej ludziom trzeba życzliwości. Daję ją na każdym kroku. Czasem chciałabym dostać.

Grześ: To bardzo ważne przesłanie, chyba nie tylko ze względu na szalejącą wokół nas pandemię, czy zbliżające się Święta. Życzliwość jest nam potrzebna w codziennej rzeczywistości. A czy pamięta Pani, choć jeden taki moment, w którym czytelnik bloga szczególnie Panią zainspirował, wzruszył, może docenił w jakiś niebanalny sposób?


M.G. Tak, oczywiście. Czasem ludzie do mnie piszą wiadomości prywatne. Gdyby przejrzał Pan bloga chronologicznie, na pewno zauważyłby Pan nieraz nagłą zmianę tematyki czy układu treści. To reakcja na potrzeby czytelników. Czasem wprost pisze, że coś robię na Waszą prośbę. W tym roku cały wrzesień pracowałam, aby ułatwić życie zaczynającej edukacyjną przygodę Nadii. A najbardziej wzruszył mnie mój absolwent wpisem na pożegnanie Kurpiów, ale to na ściance FB, nie na blogu.

Grześ: Takie chwile na pewno zapadają w pamięć i stymulują do kolejnych działań. A gdzie mityczne wypalenie zawodowe? Nie działa na Panią?


M.G. Działało. Wspomniałam, że pod koniec pracy się pochorowałam. Zbiegło się wtedy wiele problemów, między innymi wypalenie zawodowe. Proszę mi wierzyć, bywało, że z trudem mobilizowałam się, żeby pomyśleć, co następnego dnia mam robić. To było silniejsze ode mnie. Musiałam spasować i skorzystać ze zwolnienia lekarskiego. Z trudem dociągnęłam do emerytury. Później pierwszy rok to wesołe życie emeryta. Nareszcie miałam czas dla siebie i nie musiałam zajmować się innymi. Rok wystarczył, żebym wypoczęła i zmagazynowała tyle energii, że musiała znaleźć ujście. Rację miała moja mama, która twierdziła, że człowiek po kilkudziesięciu latach pracy powinien mieć prawo przejść na czasową emeryturę, a kiedy odpocznie powinien móc wrócić, bo znów mu się będzie chciało.

Grześ: Co zatem zrobić, by wypalenie nas nie dopadło? Rok, dwa przed emeryturą to jeszcze pół biedy, a co jeśli dosięgnie ono młodego nauczyciela z niewielkim stażem? Jest na to jakaś rada?

M.G. Psychologowie twierdzą, że bronić się przed wypaleniem trzeba od początku. Nie wolno pozwolić, żeby praca nas zdominowała. Pracoholizm jest naprawdę groźny, szczególnie dlatego, że nie pozwala na prawdziwy odpoczynek. Obok pracy musi znaleźć się miejsce na inne aktywności, w tym na hobby. To ważne, żeby mieć odskocznię. I ważne, żeby się nauczyć odpoczywać. Tak zorganizować sobie pracę, aby chociaż jeden dzień w tygodniu poświęcić sobie. Kolejna sprawa to ruch, najlepiej na świeżym powietrzu. Mnie ratuje las, cisza, ukochany pies, milusińskie koty. Od zwierząt można nauczyć się radości chwili i cieszenia się tym, co się ma. To bardzo ważne. Serdeczność, uśmiech, swoboda.

Grześ: Zatem trzeba znaleźć balans między oddaniem się uczniom, szkole, edukacji, a życiem prywatnym. Czasami jest to bardzo ciężkie, zwłaszcza w dobie edukacji zdalnej. Jak Pani spogląda na taką formę prowadzenia lekcji, czy edukacja zdalna może przynieść w przyszłości jakieś pozytywne skutki?

M.G. Na pewno. Każda forma może przynieść korzyści. Inna sprawa komu i pod jakimi warunkami. Na pewno zdalna nauka jest korzystna dla uczniów ambitnych, dobrze zmotywowanych, tych, którzy chcą się uczyć. Tym nie  trzeba strażnika moralności ani poganiacza. Niestety, nie oni stanowią większość w naszych szkołach. Inna kwestia, dlaczego. Edukacja zdalna nie sprawdza się przy uczniach, którzy uczą się z musu. Bez kontroli zwyczajnie odpuszczają. Traktują czas zdalnej nauki jak dobrą okazję do pobawienia się na komputerze bez ględzenia dorosłych. Nic dziwnego, że nie osiągają wysokich wyników. Edukacja zdalna to wyzwanie, które wymaga zarówno sprawnego sprzętu, szybkiego Internetu, jak i zupełnie innych umiejętności dydaktycznych niż edukacja stacjonarna. A nasz nauczyciel jest pozostawiony sam sobie. Ministerstwo nie tylko nie przygotowało nauczycieli na wyzwania XXI wieku, ale koncertowo zmarnowało nawet ten czas wiosny i lata, który pandemia nam podarowała. Ani szkoleń dla nauczycieli, ani doposażenia szkół, ani zbudowania sensownych platform edukacyjnych. Nauczyciele uczą się w ciemno, na własną rękę, często za własne pieniądze. A kolejni ministrowie nie dostrzegają problemu i chwalą się e-podręcznikami. Na odkrywanie tajników e-learningu mogą sobie pozwolić tacy pasjonaci jak ja, którzy nic nie muszą, a wiele mogą. Ale nauczycielowi pracującemu z dziećmi i młodzieżą państwo ma obowiązek zapewnić niezbędne środki pracy. Przyznam, że e-learningiem zajmuję się od kilku lat, ale nie potrafię sobie wyobrazić, jak miałabym poprowadzić lekcję matematyki bez tabletu graficznego. Wpisywanie formuł matematycznych na klawiaturze jest co prawda możliwe, ale bardzo czasochłonne. A ilu nauczycieli matematyki otrzymało w pracy takie tablety?

Grześ: Zgaduję, że pewnie niewielu. Myśli Pani, że ten czas otworzy oczy na nowy wymiar edukacji. Nowoczesne technologie to we współczesnej szkole konieczność. Wyciągniemy wnioski na przyszłość, czy po powrocie do tradycyjnej szkoły, nadal zamkniemy się w formule podręcznika i zeszytu ćwiczeń?


M.G. To zależy od odwagi i determinacji samych nauczycieli. Na MEN  w tej kwestii bym nie liczyła. Minister Czarnek nie po to zapowiada zmiany w podręcznikach, aby wpierać samodzielność i nowatorstwo nauczycieli... Z drugiej strony nie da się świata zatrzymać. Ale niestety, można szkołę uczynić jeszcze bardziej anachroniczną. Niskie pensje, atmosfera strachu i podejrzliwość, indoktrynacja wprowadzana na siłę... to już było. Niektórzy nauczyciele wyszli obronną ręką z próby czasu. A jak będzie? To od Was zależy.

Grześ: Dziś Mikołajki, jaki prezent uradowałby Panią najbardziej i co sprezentowałby Pani innym nauczycielom z okazji tego Święta?

M.G. Mnie najbardziej ucieszyłyby ciepłe słowa na blogu, a co ja sprezentuję innym zobaczy Pan niedługo na blogu.

Grześ: Czyli Mikołajkowa niespodzianka, dziękuję zatem za rozmowę i życzę kolejnych edukacyjnych inspiracji oraz grona życzliwych czytelników. 

M.G. Serdecznie dziękuję. Na nadchodzący czas życzę dużo sił, jeszcze więcej pogody ducha i spontaniczności.


Dla tych, którzy jeszcze nie dotarli, polecam blog pani Radosławy - "Zapiski polonistki". 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz