środa, 23 grudnia 2020

"622 pomysły na lekcje języka polskiego" - rozmowa z Natalią Bielawską

622 pomysły na lekcje języka polskiego, czyli magistra Anafora w akcji. Z panią Natalią Bielawską porozmawiamy o prowadzeniu bloga, fascynacji Witkiewiczem, uczniowskiej i nauczycielskiej autonomii. Co zrobić, by oceny nie stały się głównym celem edukacji? Zapraszam do lektury poniższego wywiadu 👇





Grześ: Dziś w Edukacyjnej Lidze Mistrzów mamy przyjemność powitać magister Anaforę, czyli... 🙂 

Pani Natalia Bielawska: Magistrę! 😛 Natalię Bielawską. Taką, co się powtarza, bo nauczycielki mają to we krwi. Chciałabym napisać, że jestem belfrzycą po egzorcyzmach Budzącej się Szkoły - belfką, ale to nieprawda. Żadnych egzorcyzmów nie było, ale trafiłam do jednej z pierwszych Budzących się Szkół w Polsce. Przyszłam tam jako dojrzała kobieta pracująca, która żadnej pracy się nie bała: od razu wiedziałam, czego nie chcę. Nie chciałam stać przy tablicy, nie chciałam belfrzyć. Jak się okazuje, to nie jest takie proste, ale staram się. Już ósmy rok. Nie stoję przy tablicy, nie oceniam, nie sprawdzam, wierzę w magię uczenia się. Takie są belfki

Grześ: Zatem magistra Anafora idzie pod prąd..., a może właśnie z nowym prądem, z prądem zmian. Jak sprawić, by owa magia uczenia objęła całą polską edukację?   

N.B. Nie wiem, czy pod prąd. W każdym razie w swoją stronę. Czasem nie idę, a stoję i patrzę, lubię takie zatrzymania. Co zrobić, żeby magia uczenia się objęła całą polską edukację? Proste. Uwierzyć w nią.

Grześ: Zatem siła edukacji leży w nas samych. Czasami wystarczy jedynie uwierzyć, że można, choć pewnie nie jest to takie proste w codziennej rzeczywistości.

N.B. Nigdy nic nie jest proste, zawsze jest jakaś rzeczywistość, która wymaga. A tak naprawdę to nie wiem. Czasem się okazuje, że jednak coś było proste, dlatego tak trudne, bo zabrakło wiary. 

Grześ: Akurat Pani tej wiary nie brakuje 🙂 To widać i słychać, co również doceniają czytelnicy bloga, a zapewne także uczniowie.

N.B. 😊 jestem człowiekiem, więc miewam wątpliwości! Czytelnicy bloga dają mi motywację - choćby to był jeden Czytelnik czy Czytelniczka. Nie prowadzę rankingów, nie udostępniam informacji, ile osób lubi moją stronę. Za to cieszę się jak wariat z każdego komentarza, bo to oznacza, że wpis sprowokował do jakiejś reakcji. Nie oczekuję głasków, choć głaski są miłe 😛 Komentarze krytyczne, dyskusja, różne punkty widzenia - to mnie bardzo kręci.

Grześ: Błyskawicznie zbliża się Pani do liczby 622 🙂 Czy jest ona przypadkowa?

N.B. Skądże! Nie ma przypadków, jest Witkacy i "622 upadki Bunga". Nazwa bloga to nawiązanie do tej powieści, która jest blagą; mistrzostwo programowej nudy i żenady. Wspaniała. Ale jestem fanką Witkacego, więc mój sąd jest zaburzony.

G.S. Witkacy jest jedynym w swoim rodzaju, w skali polskiej literatury to z pewnością ewenement, choć nie wszyscy podzielają te zachwyty. A jak jest z Pani uczniami? Nie wierzę, że choć cząstki Witkacego nie próbuje Pani Im przekazać 🙂

N.B. Przygotowuję podłoże, bo moi uczniowie i uczennice to obecnie w większości szósta klasa. Mam też jedną siódmą. Pewnie, że opowiadam im o Witkacym, nawet mam w tym celu koszulkę prowokującą do pytania: „A kto to?”. Jeszcze Witkacego nie czytamy, za to pokazuję im jego obrazy.

Grześ: Jasne, Witkacy jest jednak wyzwaniem, przez które ciężko przebrnąć niejednemu dorosłemu czytelnikowi. Zapraszam zatem do Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku, gdzie znajduje się największa kolekcja dzieł Witkacego w Polsce. A czy magistra Anafora ma swój ulubiony tytuł, jeśli chodzi o literacki dorobek Witkiewicza?

N.B. Chyba "Pożegnanie jesieni", ale często też wracam do dramatów.

Grześ: Jeśli już jesteśmy przy dramatach 🙂 Czy ocenianie jest największym dramatem edukacji?

N.B. Nie wiem, może są większe, ale z tym ocenianiem to taka piękna tragedia, nie ma jednego rozwiązania, które zadowoliłoby wszystkich. Jestem przeciwna narzucaniu jakichkolwiek metod, choć sama bardzo wierzę w edukację bez ocen jako najlepszą z możliwych dróg. Moje klasy dostały wybór i zdecydowały, że nie chcą cyfr w ocenianiu bieżącym. Pojawia się jedna na koniec roku - wystawiają ją sobie sami uczniowie i uczennice, ja tylko zatwierdzam. Na co dzień na naszych lekcjach jest dużo informacji zwrotnych, wskazówek, jak pracować dalej; jest ocena koleżeńska, są też moje opinie, jeśli ktoś poprosi. To działania, do których trzeba się odpowiednio przygotować. Ja zaczynałam od takiej wewnętrznej uważności na mój stosunek do ocen w ogóle (nie tylko w szkole). Przeczytałam mnóstwo literatury dotyczącej uczenia się, tropiłam historię ocen, przyglądałam się im z perspektywy biologicznej, psychologicznej, metodycznej. Potem skupiłam się na rozmowach z dziećmi, na słuchaniu tego, co mają do powiedzenia. Najpierw zadbałam o przestrzeń do dialogu, o wzajemne zaufanie i uznanie roli błędów w uczeniu się. I tak oceny na lekcjach z Anaforą stały się ostrym cieniem mgły.

Grześ: Rozumiem, że nie od razu Rzym zbudowano. Po jakim czasie takie nastawienie zaczęło przynosić rezultaty? Czy uczniowie faktycznie potrafią obiektywnie ocenić swoje umiejętności na koniec roku?

N.B. Uczą się tego, nie jest tak, że od razu potrafią. Nikt nie każe im od razu potrafić. To jest bardzo trudne - nawet dla nauczyciela! Dla mnie najważniejsza jest ta ich droga, nie cel. Mamy wspólnie ustalone kryteria oceny na początku roku, rozpiskę podstawy programowej w postaci "Leniwca", umawiamy się, że będziemy dokumentować nasze działania - ja swoje, oni swoje. Takie nastawienie na uczenie się bez cyfr może przynieść efekty natychmiastowe - wszystko zależy od człowieka, od tego z czym przychodzi. Na przykład niektórzy moi szóstoklasiści nagle zaczęli pisać wypracowania na lekcji - bo nie ma oceny. Piszą po swojemu, z błędami, z ogromnym zaangażowaniem, potem redagują - samodzielnie lub w zespołach.

Rodzice stracili swoją robotę. Prace już nie muszą być idealne, bo nie są na ocenę. Mają być własne - uczniowskie.

Grześ: A co jeśli uczeń lub uczennica postawią sobie o wiele wyższą ocenę niż Ich faktyczne postępy? Czy takie sytuacje mają miejsce?

N.B. Ocenę trzeba umotywować, przedstawiając dokumentację swojego działania. Ta ocena nie bierze się z powietrza. Pracujemy wspólnie cały rok, co miesiąc dzieci podsumowują swoje działania w przygotowanej przeze mnie ankiecie. Mamy wspólnie określone kryteria i one są drogowskazem. Traktujemy naszą pracę bardzo poważnie. Niezwykle ważne jest tutaj zaufanie. Oni ufają mnie - ja im. Przypadki zawyżania lub zaniżania oceny zdarzają się bardzo rzadko, najczęściej pod naciskiem rodziców. Uczniowie i uczennice oceniają się bardzo skrupulatnie i uczciwie - nie ma żadnej przesady w tym, co napisałam. 

Uczenie się bez stopni to jest cała filozofia, tego nie wprowadza się ad hoc. To są nieustanne rozmowy o tym, czym jest uczenie się, po co jest szkoła, czy jest potrzebna. To rozmowy o roli nauczyciela i ucznia, o odpowiedzialności, autonomii, o potrzebach i szacunku. Uczenie się bez stopni to jest przestrzeń do odkrywania siebie, do poszukiwań.

Grześ: Zapewne inaczej wygląda dzięki temu relacja między uczniem, a nauczycielem. Kiedyś na studiach usłyszałem od mojej pani Profesor, że oceny psują więzi. Zrozumiałem to dopiero po kilku miesiącach pracy. W człowieku zawsze pojawia się żal, że w którymś momencie musi powiedzieć - Ty dostaniesz 2, a Ty -3, choć w głębi serca chciałbym postawić wszystkim same 5 i 6.

Myślę, że ten proces uświadamiania dzieci powinno się rozpoczynać od lat najmłodszych, tymczasem bardzo często dzieciaczki przychodzą do klasy 4 i już są "skażone" manią oceniania.

"A co za to będzie?" - to pytanie wytrąca mnie zawsze z równowagi 🙂 A przecież nie w tym jest rzecz.

Szkoła, w której Pani pracuje, musi być zatem wyjątkowa 😃

N.B. To prawda, wszystkie Bednarskie Szkoły - bo pracuję w szkole, która jest częścią zespołu, są wyjątkowe. Mają piękną historię: Bednarską założono w 1989 r. z inicjatywy Krystyny Starczewskiej; to pierwsza po II wojnie światowej społeczna szkoła w Polsce. Ale nie tylko jest wyjątkowa, dlatego że jest pierwszą.  To szkoła oparta na idei demokracji, szanująca różnorodność, tworząca przestrzeń dialogu, bo przecież nie zawsze się zgadzamy.

Ale myślę sobie, że każda szkoła, w której decydujemy się pracować, staje się dla nas wyjątkową - przynajmniej ja tak mam. Chodzi o budowanie relacji i więzi z uczniami, rodzicami, nauczycielami. Kiedy zmienia się szkołę, to jest tak, jakby ktoś wyrywał nam serce.

Grześ: Zgadza się, jeśli ktoś traktuje szkołę wyłącznie jako miejsce pracy, to chyba nie rozeznał swojego powołania. Budowanie zespołu jest czymś niezwykle istotnym w edukacyjnej przestrzeni. Wiem, że to zabrzmi dość infantylnie, ale lubię myśleć o szkole jak o własnym domu. Takie nastawienie dodaje mi sił, gdy wydaje się, że są one już u granic wyczerpania.  Różnice zdań zdarzają się zawsze, ale jak głosi tytuł książki profesora Łukaszewskiego, chodzi o to, by: "Pięknie się różnić, mądrze być podobnym".

Rozumiem, iż dobra szkoła powinna również tworzyć przestrzeń dla nauczycielskiej autonomii. 

N.B. Nauczycielskiej i uczniowskiej!

Grześ: Jak te dwie autonomie pogodzić? 😃

N.B. Zawsze można rozmawiać

Grześ: Jak tą przestrzeń wzajemnej współpracy skutecznie tworzyć?

N.B. Pamiętać, że to nie my jesteśmy najważniejsi w szkole, szkoła jest przede wszystkim dla dzieci. I to, co już wcześniej powiedziałam: najskuteczniejsza jest rozmowa, nieustanny dialog, poszanowanie autonomii dziecka.

Grześ: Czasami łatwo się w tym pogubić. Człowiek chce więcej i lepiej, a nie zawsze okazuje się to dobre dla samych uczniów.

N.B. Dlatego trzeba z nimi rozmawiać, a nie narzucać im to swoje więcej i swoje lepiej. Ja po prostu nie wiem, czego oni chcą - mogą chcieć przecież czegoś innego niż to, co ja sobie tam wyczytałam w podręcznikach do pedagogiki, że powinny chcieć.

Grześ: Jasne, teoria swoją drogą, praktyka swoją, a więc trzeba nieustannie wsłuchiwać się w głos tych, dla których chcemy, jak najlepiej 😉

Przed nami Święta Bożego Narodzenia. Czego Pani życzy swoim uczniom w tym wyjątkowym czasie?

N.B. Żeby odpoczęli - każdy po swojemu, jak lubi najbardziej... choć wiem, że w tym roku to nie będzie łatwe. Życzę im, żeby każdy doświadczył jakiejś radości.

Grześ: Myślę, że adresatami tych życzeń moglibyśmy być również my - nauczyciele 🙂

N.B. Tak jest 🎄😊

Grześ: I tym miłym akcentem możemy zakończyć naszą rozmowę 🙂 Dziękuję za ważne, edukacyjne wskazówki, życząc spokojnych, wesołych, a przede wszystkim zdrowych Świąt Bożego Narodzenia 🙂

N.B. Bardzo dziękuję!


Ad fontes :)    622 pomysły na lekcje języka polskiego

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz